Więc po umyciu włosów ochoczo wypłukałam i dodatkowo trzymałam włosy w wywarze jeszcze chwilę dłużej.
I to był błąd.
Po zmyciu i wyschnięciu włosy okazały się być żółtawe!
Okej, włosy nie przeszły zapachem, były stosunkowo miękkie, ale wciąż żółte!
Na moje szczęście miałam składniki na odratowanie ich.
Wybawieniem okazała się płukanko-"farba" z kory dębu.
Składniki:
około 6 łyżek kory dębu
około 200ml wody
trochę odżywki (ja użyłam odżywki Kallos - Placenta - recenzja w trakcie pisania ;)
Korę dębu wrzuciłam do wody i gotowałam tak długo, aż stała się prawie czarna.
Po tym ostudziłam i przecedziłam przez sitko. Powstałym płynem opłukałam dokładnie włosy, wycisnęłam z nich nadmiar (wycisnęłam, nie wykręciłam!!!) i nałożyłam odżywkę.
całość zawinęłam w ręcznik i chodziłam z tym dobre 2h.
Tak czy tak - odratowało mi to włosy, są wyraźnie ciemniejsze i przy okazji odżywione za sprawą Placenty.
Podoba mi się ten efekt, będę stosowała go częściej.
włosy po cebulowej masakrze
włosy po odratowaniu
(światło sztuczne)
(światło sztuczne)
+bonus
Jeśli ktoś jeszcze zastanawiał się co siedzi w tej dużej klatce, która jest często w tle moich zdjęć- oto odpowiedź:
trzy laboratoryjne myszy :)
Laboratoryjne? Możesz to troszkę rozwinąć?
OdpowiedzUsuńlaboratoryjne to ich nazwa gatunkowa
Usuń